Dziś piszę z Warszawy. Jestem na Search Marketing Day i doszkalam się z zakresu marketingu internetowego. Ostatnio mało mnie tu, bo strasznie dużo się dzieje. Ale jednocześnie, jedną nogą jestem już na urlopie, na który wybieram się w sobotę. I to właśnie o wakacjach będzie dzisiejszy wpis. A raczej o ukrytych kosztach, których najczęściej nie zakładamy podczas wyjazdu. Część będzie dotyczyła polskiego morza, nad które wybieram się teraz, a część wypadów zagranicznych, bo na takowy wybieram się we wrześniu.
1. Opłata klimatyczna
Co to w ogóle jest? Płacimy za to, że w miejscu, do którego przyjeżdżamy, jest czyste powietrze? To czemu mieszkańcy Pomorza nie płacą za to regularnie? Oczywiście sobie żartuję, ale przyznam, że temat mnie zainteresował i mam zamiar się w nim zagłębić. Niestety Wikipedia mi tego nie ułatwia.
Ale wrócimy do opłaty. Za każdą dobę musimy zapłacić 2 zł. Jeśli mamy dzieci, to one mają zniżkę. Jeśli sami jesteśmy studentami, również.
Kwota nie jest duża, dlatego o niej zapominamy. A jeśli do tego dawno nie byliśmy nad polskim morzem tym bardziej nie uwzględnimy tego w wydatkach.
2. Opłata za parking
Podczas urlopu nie ma co kombinować i szukać przez pół godziny darmowego miejsca parkingowego. Stańmy tam, gdzie jest miejsce, gdzieś bliżej miejsca, które planujemy zobaczyć. Będziemy mieć więcej czasu na zwiedzanie.
A nie uwzględniamy tego w planowanym budżecie, bo najzwyczajniej w świecie nie wiemy, ile zapłacimy – ile kosztuje godzina parkingu lub jak długo będziemy z parkingu korzystać.
3. Koszty związane z pogodą
Oczywiście wyjeżdżając nad polskie morze liczysz, że pogoda będzie rewelacyjna 🙂 A jak już wybierasz się w tropiki, to w ogóle nie zakładasz innej opcji.
Dlatego też nie zakładasz, że trzeba wydać ekstra złotówki na takie atrakcje, jak zwiedzanie muzeów kupno parasola, którego oczywiście nie masz przy sobie.
Nie ma mowy, by móc uwzględniać takie wydatki w zakładanym budżecie wakacyjnym, bo najzwyczajniej w świecie, nie wiesz, jaka będzie pogoda.
4. Przekąski/Napoje
O tyle, o ile w budżet wyjazdowy zawsze wlicza się posiłki, typu śniadanie czy obiad albo lody na podwieczorek, to najczęściej zapomina się jeszcze o chipsach na wieczór, coca-coli, nawet wody, kolejnych lodach w ciągu dnia czy jakichś super słodkich nowościach, które nam serwują czasem nad polskim morzem. A czasem może się z tego uzbierać niezła sumka, zakładając, że na wyjazd jedzie się całą rodziną.
5. Wizy wjazdowe
Wjeżdżając do niektórych krajów, takich jak na przykład Turcja, musimy zakupić wizę. Na przykładzie Turcji jest to 15 euro lub 20 dolarów za osobę. Możemy o tym nie wiedzieć i nie wliczyć tego wydatku w budżet wakacyjny, a to przecież aż 60 zł od osoby.
6. Internet
Internet jest tak powszechny wszędzie, że po prostu nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w niektórych miejscach musimy za niego po prostu zapłacić. Albo zakładamy, że po prostu w miejscu naszego pobytu będzie darmowy. A nie zawsze tak jest. I tego kosztu najczęściej nie bierzemy pod uwagę. Nie ma problemu, jeśli taka opłata to 5 zł dziennie. Gorzej się robi, gdy jest to 15 zł za dobę (Jak na przykład w hotelu, w którym właśnie jestem). No chyba że nie zamierzasz korzystać z internetu na wakacjach. To też dobre rozwiązanie.
7. Opłaty „walutowe”
Nazwałam ten punkt tak, bo chodzi mi w nim zarówno o prowizje pobierane przez kantory (tak w Polsce, jak i za granicą), jak i o koszty związane z wypłatą obcej waluty za granicą. Problem jest niewielki i koszty niezbyt wysokie, jeśli jesteśmy w strefie euro. Gorzej, jak nie – banki często przeliczają sobie „ichnią” walutę do euro, a dopiero euro do złotówek. I płacimy podwójnie. Niektóre banki pobierają nawet opłatę za płatność kartą. Warto wcześniej się tym zainteresować, bo można na tym nieźle popłynąć.
Myślę, że mogłoby się tego jeszcze trochę uzbierać. Może Ty dorzucisz coś do tej listy? W końcu każdy w inny sposób spędza wakacje.
Jak jesteś w Warszawie to może jakaś kawa? 🙂
Co do awkacyjnego budżetu: ja mam spory problem przy wyjazdach autem, bo zawsze liczę przejazd „tam i na zad” plus trochę na miejscu, a zawsze się okazuje, że tych km wyjezdżę sporo więcej… Natomiast jakiś budżet na wyjazd zagraniczny powinien obejmować również kasę na zakupy na lotnisku – jak się ostatnio przekonałem, nawet w Paryżu perfumy na lotnisku są tańsze niż w Polsce…
Chętnie bym się kawy napiła, ale dziś drugi dzień i oo 10 do 18 tak, jakby mnie nie było 🙂
Co do przejazdu – masz rację – ja też tak zawsze liczę, a przecież „na miejscu” też się trochę jeździ.
A wydatki na lotnisku… 🙂 Taki wydatek pojawia się u mnie rzadko.
W zeszłym roku byłam w Dubrovniku i parkingi były w cenach niewiarygodnych – za godzinę zapłaciliśmy w przeliczeniu na złotówki 20 zł. A że stare miasto trochę się zwiedza, to parking tego dnia był jednym z większych wydatków. Więc szczególnie w turystycznych miejscowościach za granicą warto jednak poszukać informacji o cenach parkingów albo jeździć transportem miejskim, bo te dodatkowe koszty mogą wyjść spore.
O widzisz, to rzeczywiście bardzo dużo. Dobra rada – żeby wziąć to pod uwagę wcześniej – ale sama widzisz 🙂 Człowiek uczy się na błędach.
Ja w Dubrowniku płaciłem 6 zł za litr wody Jana. Byłem ze zorganizowaną wycieczką, więc nie było czasu na szukanie wody poza starym miastem, a to co wziąłem ze sobą szybko „znikło” przy takich piekielnych upałach.
6 zł za litr wody. Szaleństwo!
Jeśli chodzi o ostatni punkt związany z walutami to proponowałbym skorzystać z jakiegoś internetowego giganta w tej branży. Walutomat.pl chociażby. Ale to wiąże się wtedy z tym, że nie każdą walutę kupimy w ten sposób oraz będziemy zmuszeni nosić gotówkę przy sobie, co niekiedy jest niebezpiecznie…
Leon.
Oj, od jakiegoś czasu jestem daleka od noszenia obcej waluty w gotówce 🙂
Na szczęście banki raczej nie pobierają opłat za płatności kartą za granicą. Ja (jeśli nie muszę) to nie wypłacam gotówki z bankomatów z innych krajach, bo prowizję mam wysoką, ale płacę w sklepach kartą.
„Raczej” nie oznacza, że żadne nie pobierają 🙂
Z wakacjami jak z remontem – zaplanowane wydatki trzeba pomnożyć przez 1.5 🙂
Haha, dobre! Bardzo trafne spostrzeżenie Ola 🙂
Ja sobie wypłacam walutę z Polskiego konta już na wyjeździe po przeliczeniu najtaniej mnie to wychodzi
Jeśli masz konto, które nie pobiera prowizji za wypłatę z zagranicznych bankomatów, to to jest najlepsze rozwiązanie. Niestety wciąż większość z nas jeszcze za to płaci. I to czasem naprawdę dużo.
Ja bym dorzuciła jeszcze koszty komunikacji miejskiej. Szczególnie jeżeli zwiedza się europejskie stolice: najbardziej przygniatające są wówczas koszty dojazdu z lotniska (szczególnie takiego, na którym lądują tylko tanie linie lotnicze). Na koszty poruszania się po samym mieście mam już swój patent: przed wyjazdem sprawdzam gdzie są wypożyczalnie rowerów i część atrakcji turystycznych zwiedzam właśnie na rowerze. Dużo w ten sposób zaoszczędziłam w Barcelonie, Lizbonie i Londynie.
O tyle, o ile takie koszty jak transport z lotniska, bralabym pod uwagę, to masz 100% rację co do innej komunikacji miejskiej, tzn. pozostałej.
Dziś doszło też do mnie jeszcze ile wydajemy na toalety! 🙂
Pozdrawiam!
O tak! Zdecydowanie koszty wszelkich przejazdów potrafią zrobić na wyjeździe niemiłą niespodziankę! I niestety ciężko jest je dokładnie wykalkulować z wyprzedzeniem, bo nigdy nie wiem ile będę spacerować, a ile korzystać z publicznej komunikacji. Z doświadczenia wiem, że najlepiej założyć kwotę maksymalną (np. w Londynie to ok. 6 funtów dziennie) i ewentualnie zaoszczędzone parę groszy mieć na kawę 🙂
No pewnie, że tak 🙂 to najlepsze rozwiązanie 🙂